czwartek, 3 stycznia 2013

Zabawa i spotkanie z starym przyjacielem

W czasie gdy strażnicy obmyślali plan, jak ściągnąć Jacka na Biegun Północny, on miał dość inne zajęcia, bardziej rozrywkowe. Latał po całym mieście i zamrażał wszystko i wszystkim, miał przy tym niezły ubaw, zresztą jak zwykle. Nikt nie wiedział kto jest sprawdzą tego wszystkiego, ale niektórzy nie byli tym wszystkim zadowoleni. Natomiast ten który był za to odpowiedzialny wspinał się właśnie na sam czubek najwyższego budynku w mieście.

 - To było coś. - stwierdził chłopak. Po chwili rozejrzał się i zawołał w niebo.

 - Hej wietrze...Wracamy- spytał. Na to wiatr poderwał chłopaka w górę, ten prąd powietrzny spowodował że poleciał wysoko w górę. Bardzo lubił swoje zimowe żarciki, ale jednak to co sprawiało mu największą frajdę to latanie i zabawa. Po długiej nocy latania nadszedł nowy dzień. Jack jak zwykle spędzał czas na zabawie. Skacząc po ścianach budynku wszystko zamrażał. Latają i skacząc z miejsca na miejsce, trawił na pobliskie jezioro. Latając po nim nawet nie za uwarzył że zaledwie kilka metrów od niego stoi chłopczyk czytający książkę, wyglądała na bajkę dla dzieci. Gdy chłopak przeleciał koło niego, książka wyrwała się chłopczykowi z rąk i poleciała ze ledwie pięć metrów. Jack natomiast gdy usłyszał jak książka upada na ziemie odwrócił się i spojrzał na książkę. Strasznie zaciekawiło go co to za książka, dlatego wylądował koło książki zaczął się jej przyglądać.

- O wygląda ciekawie. - rzekł zaciekawiony. Po chwili wcześniej wspomniany chłopczyk podbiegł do książki i podniósł ją, otrzepując.

- Fajne? - spytał Jack. Chwilę po tym koło chłopca pojawili się inni chłopcy, najprawdopodobniej byli to jego koledzy.

- No czołem. - zawołał jeden z chłopaków. Jack gdy usłyszał te słowa uśmiechnął się.

- Nie ma za co. - rzekł zadowolony chłopak, lecz nikt nie zwrócił na niego uwagi, ponieważ nikt nie widział go, ani nie słyszał. Chłopczyk zaczął biec za kolegami

- Ej zaczekajcie. - zawołał i podbiegł do nich. - Przychodzicie w niedziele szukać pisanek? - spytał.

- Jasne, ciekawe czy znajdziemy je w śniegu? - spytał drwiąco jeden z chłopców. Pan Frost widząc jak dzieci ruszają w stronę domu postawił że pójdzie, a właściwie poleci za nim. Dwaj chłopcy, którzy właśnie kierowali się w stronę domu jednego z nich idąc rozmawiali zaciekle na temat jajek. Natomiast jeden z nich był zaczytany w książkę z bajkami, którą właśnie czytał. Po kilku krokach chłopcy byli już na podwórku zaczytanego chłopca, który mówił o jakimś niezwykłym odkryciu.

- A ten znowu swoje. - stwierdził jeden z chłopców.

- Przecież widzieliście to nagranie w telewizji. - rzekł chłopiec, który odkładając książkę sięgał po sanki.

- Tak samo mówiłeś o kosmitach i wielkanocnym zającu. - rzekł chłopiec. Jack który teraz chodzi po płocie spojrzał na niego. Chłopcy z tego wszystkiego meli niezły ubaw. Chłopczyk na te słowa spojrzał na nich jakby chciał powiedzieć " Haha, bardzo śmieszne".

- Błagam, zając naprawdę istnieje. - rzekł. Jack na to spojrzała na niego z rozbawieniem.

- Tak i ma charakter, jest marudny, zrzędliwy i strasznie zarozumiały. - potwierdził.  Nagle z domu wybiegła mała dziewczynka, miała około osiem lat. A za nią wybiegł pies. Dziewczynka miała blond włosy a jej oczy miały kolor zielonej trawy. Dziewczynka schodząc schodach się potknęła wylądowała na ziemi. Po chwili zaczęła płakać.

- Mamo, Sophie znowu beczy. - zawołał chłopiec trzymając w ręku sanki. Chwileczkę po tym z domu weszła z domu młoda kobieta, najprawdopodobniej mama dziewczynki i chłopca.  Podeszła do niego i założyła mu czapkę po głowę.

- Jamie a czapka, chcesz by Jack Frost odmroził ci uszy?- spytała kierując się w stronę płaczącej Sophie.

- Kto to jest Jack Frost? - spytał Jamie.

- Nikt skarbie to takie powiedzonko. - odpowiedziała mama chłopca. Jack na to słowa spojrzał na  nią i oburzeniem.

- Ej. - Po chwil chłopcy znikli już z pola widzenia chłopaka. Gdy to za uwarzył zeskoczył z płotu i spojrzał na w stronę gdzie odchodzili chłopcy. Chwilę po tym za nużył dłoń w śniegu i uformował śnieżną kulkę. - Kto to jest Jack Frost? - Spytał z ironią Jack. Po chwili spojrzał na kulkę którą uformował, uśmiechnął się a następnie dmuchnął na nią. Kulka natychmiast zmieniła barwę z białej a jasno niebiesko a jednocześnie zamarzła i tym samym nie rozpadła się, tylko trzymała się w formię kulki. Po chwili chłopak rzucił kulę przed sobie trafiając z Jamiego. Chłopiec był dość daleko od chłopaka więc można było stwierdzić że miał niezłego cela. Gdy chłopiec dostał kulą w kark oczy chłopca na chwilę zrobiły się niebieska, a on sam ni z skąd ni z owąd naprał ochotę na rzucanie się śnieżkami.

- Dobra kto to zrobił? - spytał Jamie spoglądając na dzieci, które były na placu. Nagle na plac przyleciał Jack, lecz nikt nie zwrócił na niego szczególnej uwagi.

- Na pewno nie Yeti dzieciaku.- Stwierdził Po chwili Jamie uformował kulkę i rzucił w pewną dziewczynkę. Ta upadła na ziemie i spojrzała zdenerwowana na chłopca.

- Jamie Bennett no weź. - powiedziała pół tonem pewna dziewczynka.

- To ty zaczęłaś. - stwierdził Jamie. Chłopak po chwili rozejrzał się po placu i zaczął wszystkich rzucać śnieżkami. Przykład z niego wzięli rówieśnicy i tak zaczęła się śnieżna bitwa. Jack nie zastanawiając się długo dołączył do dzieci, atakując ich śnieżkami. Nagle, któreś z dzieci rzuciło śnieżką w dziewczynkę, która nie było ona zbyt pozytywnie nastawiona do zabaw. Wściekła odwróciła się w ich stronę, aż się gotowała się ze złości. Czekała wściekła aż ktoś się przyzna, kto ją rzucił śnieżką. Wszystkie dzieci na placu wystraszyły się, zwłaszcza dziewczynką, która dostała śnieżką od Jamiego.

- Trafiłam kapuchę. -  rzekła zdenerwowana dziewczynka. Jamie schował się pod sankami osłaniając się. Dziewczynka, która dostała śnieżką trzymała w rękach wielką kulę śniegu na niej z patyków była ułożona mina, która nie wyglądała na szczęśliwą. Nagle w dziewczynkę znów ktoś rzucił śnieżką. Tym razem każdy rozglądał się, szukając tego kto to rzucił. Nikt jednak nie wiedział że ten ktoś to Jack Frost, który właśnie stał na swoim kiju w pozycji zaraz po rzuceniu śnieżką. Gdy dzieci dalej się rozglądały, ten zmrużył oczy i przyglądał się dziewczynce. Tak jak w przypadku Jamiego, oczy zmieniły się z brązowych na niebieskie, lecz tylko na chwilę. Po chwili jej zachowanie również się zmieniło. Kula, która trzymała była nad jej głową. Z uśmiechem na ustach biegła tak jak reszta dzieci za jadącym na sankach Jamiem. Jednak dzięki Jackowi, chłopiec przestał mieć kontrolę nad sankami, co poskutkowało tym że wylądował na drodze. Pozostałe dzieci, tylko patrzały z niepokojem jak Jamie odjeżdża na sankach.

- O trochę ślisko. - zawołał Jack lecąc za chłopcem. Próbował przejąć kontrolę nad sankami używając swoich mocy. Udawało mu się to, z trudem ale się udawało. Po drodze mało co chłopiec nie zaliczył uderzenia z murem, ale chłopak kontrolował sytuację świetnie się przy tym bawiąc. Nagle na drodze pojawił się pług śnieżny. W ostatniej chwili Jack to za uwarzył, tym samym zmieniając kierunek jazdy sanek. Zamiast z pług skierował go na zaspę, która był pod pomnikiem na placu. Tuż przed zaspą Jack stworzył wyskocznie co było spowodowane tym że Jamie wyskoczył wysoko w górę i wykonał krótki lód. Zgromadzone dzieci przyglądały się temu z zachwytem. Jednak długo nie można było nacieszyć się takim widokiem, ponieważ chłopiec wylądował wprost na wcześnie wspomnianej zaspie. Chwilę po tym Jack wylądował na pomniku, bardzo zadowolony.

- Tak! - zawołał uradowany. W tym samym czasie Jamie wygrzebał się z zaspy. Kręciło mu się w głowie, ponieważ nie mógł ustać w miejscu, tylko się w chwiał przez chwilę.

- Wow. Widzieliście? Ale jazda. Ślisk potem skok...- zawołał uradowany chłopak. Jack przyglądał się tej całej sytuacji z uśmiechem na ustach. Nagle tą całą radość przerwała sofa, która uderzyła chłopca z wielką siłą. Jack odwrócił głowę przymykając powieki.

- Ups... - Chwile po tym dzieci podeszły do sofy by zobaczyć co z Jamiem. Myśleli że coś mu się stało, ale zamiast tego chłopiec wstał jeszcze bardziej uradowany, ponieważ trzymał coś w ręce.

- Super zobaczcie. - rzekł chłopiec. Dzieci podeszły do niego przyglądając się zębowi. - Teraz Zębuszka do mnie przyjdzie. - zawołał radośnie chłopiec.

- O nie. Co? - spytał zrezygnowanych chłopak. Po chwili dzieci ruszyły w stronę domu Jamiego.

- Idę go włożyć pod poduszkę. - stwierdził Jamie. Jackowi nie spodobał się ten pomysł. - Zaczekajcie, zaraz ej. A kto wam to wszytko zorganizował? To nie wróżka Zębuszka, tylko ja. - Chłopak poderwał się i wylądował przed dziećmi. - Co mam zrobić by ktoś zwrócił na mnie uwagę.  Jednak one go nie za uwarzył, mało tego. Jamie przeszedł przez Jacka jak duch. Gdy chłopak to poczuł, przypomniała mu się ta sama sytuacja sprzed lat. Zszokowany odwrócił się spojrzał na chłopca. Po chwili jednak ze smutną miną poderwał się do góry i odleciał.

Na wieczór Jamie w swoim pokoju opowiadał mamie i siostrze o dzisiejszym dniu. O tym jak jechał sankami, jak rzucał się śnieżkami z kolegami. Był naprawdę szczęśliwy.

- Najpierw skoczyłem a potem prosto pod samochód i było ekstra. A potem coś się stało coś i poleciałem prosto do góry i widzisz..,- zawoła uradowany pokazując że nie ma jednego zęba. Jego siostra widząc brak zęba u brata zaśmiała się. Trochę śmiesznie to wyglądało.

- No bardzo ząb pod poduszkę? - spytała mama biorą Sophie, siostrę Jamiego na ręce.

- Tak wszystko gotowe. - rzekł Jamie.
- Tylko nie próbuj jej zobaczyć zamiast spać, bo nie przyjdzie. - ostrzegła go mama.

- Ale tym razem się uda...Pomożesz mi Sophie, schowamy się i zobaczymy wróżkę. Mama trzymając dziewczynkę uśmiechnęła się.

- No dobrze, do łóżek moi państwo.

 Całej tej sytuacji zza okna przyglądał się zakapturzony młody chłopak. Po chwili Jack dostrzegł że szyba zaczyna pokrywać się szronem, gdy to zobaczył skrzywił się i poleciał na dach domu. Spacerując po nim rozmyślał.

- Jeśli robię coś nie tak...to powiesz mi co?- spytał księżyca, po chwili na niego spojrzał . - Próbowałem już wszystkiego. Nadal, nikt mnie nie widzi. To ty mnie stworzyłeś. Mógłbyś przynajmniej powiedzieć chociaż po co. - W głębi duszy liczył na to że ktoś mu odpowie, lecz niestety...żadnej odpowiedzi nie uzyskał. Wpatrując się w księżyc westchnął zrezygnowany. Wiedział że nic nie może z tym zrobić. Czasem to że posiadał te moce było jak przekleństwo. Wprost tego nie nienawidził. Wiedząc że nic nie wskóra odwrócił się i skacząc z dach na dach, z lin na lin dostrzegł jakieś złote, świecące smugi.

Dobrze wiedział co to jest.- W samom porę piaskowy ludku. - rzekł. Widząc jak smugi wiją się po całym mieście postanowił do nich dołączyć. Po chwili widząc jak jedna z nich kieruje prosto w jego stronę postanowił ją złapać. A gdy już to zrobił, pojawił się piaskowy delfin, który zaczął krążyć wokół niego. Pozostałe smugi latając po całym mieście, zaglądały do pokoi każdego dziecka to że zaczęły śnić im się najpiękniejsze sny jakie mogły sobie wyobrazić.

W tej samej chwili w pokoju jednej dziewczynki pojawił się ten, którego się tak strażnicy obawiali. Był to nie kto inny niż Pitch, pan mroku i strachu. Stał właśnie nad łóżkiem jednej dziewczynki. Nad jej głową brukał piaskowy koniec, to powodowało uśmiech na jej twarzy.

- O czyżbym słyszał słodkie popataje jednorożca? Jakiż urokliwy sen. No a już ona, prawdziwy skarb. Taka słodka, taka pełna nadziei, radosna. Tak tylko brakuje jednej rzeczy...odrobinę grozy. - rzekł Pitch przypatrując się dziewczynce a potem konikowi który skakał nad jej głową. Po chwili jednym palcem dotknął go o ten zmienił się w czarnego, strasznego konia. - To mi się nigdy nie znudzi. Poczuj strach o tak, o tak, no właśnie tak.  - Koń zaczął przytulać się do Pitcha...- Jaki piękny małe koszmar.- rzekł Pitch naciskając na ostatnie słowa, łapiąc szybko konia i postawszy go przed sobą. - Tak, a teraz pójdzie i powiesz pozostałym że czas na wojnę.- rzekł z zadowoleniem. Koń po chwili ruszył a  sam powoli zniknął i pojawił się na zewnątrz. Stał w jakiejś ciemnej uliczce. - Nie patrz na mnie z takim wyrzutem. Wiedziałeś że ten dzień kiedyś nadejdzie. Moje koszmary są wreszcie gotowe. A twoi strażnicy?- spytał uśmiechając się szyderczo.

W czasie gdy Pitch wracał do siedziby, Jack szedł dość dobrym humorze przez dachu różnych domów. Nagle coś za nim przeleciało. Momentalnie odwrócił się i sprawdził co to, sekundę po tym spojrzał w stronę gdzie coś co za nim przeleciało pobiegło lub poleciało. Nie zastanawiając się długo pobiegł za tym czymś. Zatrzymując się przy jednym z kominów rozejrzał się, lecz nikogo nie zobaczył. Koło niego nagle zaszumiały krzaki, potem dźwięk przeniósł że na drogę. Jack zaczął piec z nim, lecz po chwili podleciał do góry dalej goniąc to coś. Przeskakując z dachu na dach zatrzymał się na chwilę. Chwilę po tym niedaleko niego znów usłyszał jak ktoś przeleciał. Szybko zeskoczył z dachu i rozglądał po miejscu gdzie widział i słyszał to coś.

- Cześć koleś.- chłopak napięcie odwrócił się w tamtą stronę. Nikogo nie dostrzegł, leczy gdy się przyjrzał zobaczył znajoma sylwetkę...królika. Królik bawił się najprawdopodobniej bumerangiem. - Kupę lat. Kiedy to było w 68...- rzekł królik wyłaniając się z cienia. -...Śnieżyca w Wielkanoc. - powiedział królik, który bumerangiem wskazał na Jacka.  

- Królik, nie no dalej masz mi za złe? Masz? - Spytał z udawanym zaciekawiłem Jack. Dobrze pamiętał tamten dzień. To chyba była najlepsza Wielkanoc jaką przeżył. Dobrze wiedział że to co się stało bardzo odbiło się futrzanemu w pamięci, no ale co zrobić. Nie każdy na ma takie poczucie humoru jak Jack. Na to królikowi mina zeszła z twarzy.

- Mam, ale teraz chodzi o coś innego. - Chłopak spojrzał na niego zaskoczony a jednocześnie wyczekiwał na jakieś dalsze informację.  Po minie królika, który właśnie głaskał swojego bumeranga, mógł się spodziewać wielu rzeczy, ale tego się nie spodziewał.

- Chłopcy... - z cienia wyszły dwa wysokie Yeti. U jednego sierść miała odcień brązowo biały a oczy miał kolory piwnego, natomiast drugi Yeti miał futro takie samo jak jego kolega tylko oczy miał brązowe. Oboje mieli krótkie brody, a jeden z nich miał kitkę na głowie. Chłopak spojrzał na nich. Nie miał dużo czasu na przyglądanie się im. Zdążył im tylko zdziwione spojrzenie. Natomiast gdy tylko poczuł jak jeden z nich łapie go od tłu za bluzę zdenerwował się.

- Ej. Zostaw mnie. - Nie zdążył nic zrobić, ponieważ w tym samym momencie dwa puchaci towarzysze królika wrzucili nastolatka do worka. Frost nie wiedział co się dzieje. Jeden z Yeti natomiast wyciągnął małą kulę i potrząsnął ją. 

- Biegun Północny. - wypowiedział w swoim języku. Chwilę po tym uderzył srebrną, błyszczącą kulą o ziemie, co spowodowało że przed nimi pojawił tak zwany portal. Bez zastanowienia stworzenia wrzuciły Jacka do portalu. Potem spojrzeli na królika wyczekując na niego. Ten spojrzał na nich zadowolony.

- Ja? Hehe dzięki postoję. Widzimy się na biegunie. - rzekł królik. Dzięki temu że tupnął dwa razy o ziemia zaczeka się sypać, robiąc przy tym średniej wielkości otwór. Po chwili futrzany wskoczył do dziury, która po chwili znikła, pozostawiając za sobą kwiat, który właśnie wyrósł. Yeti widząc co zrobił królik, sami poszli w jego ślady i  wrzuciły Jacka do portalu, a po chwili sami tam wskoczyli. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz